Wiele osób wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu pracy, partnera życiowego i wogóle lepszego jutra w zagranicznym świecie. Tysiące ludzi, rok w rok, udaje się do Irlandii, Niemczech, chociaż najbardziej popularna jest praca w Anglii. Co prawda, za granicą, Polaków czekają zbiory warzyw i owoców, budowy i zmywaki, ale za stawki, które u nas zgarniają prezesi małych firm. Po za tym, zmywak może stanowić tylko początek, źródło utrzymania na stracie swojej wielkiej zagranicznej bajki. Przecież można nauczyć się języka obcego, uczęszczać do jakieś tamtejszej szkoły, zrobić kursy i krok po kroku zdobywać ten zagraniczny świat.
Niestety, tak się porobiło (samo się .nie porobiło, więc kto jest winny?), że w Polsce nie ma za bardzo czego szukać. Absolwenci studiów, nawet tych najlepszych uczelni, ze znalezieniem pracy mają problemy, a nawet jak nie mają, to i tak mają, bo najczęściej zarabiają 1200-1500 zł. Przecież na budowie można więcej zarobić. A jak mnie się zapytacie, dlaczego np. ja nie pracuje na budowie, to odpowiem, że jestem kobietą i najzwyczajniej w świecie, żaden majster czy inny kierownik mnie na tą budowę nie puści, choćbym nie wiadomo jak chciała.
W polskich studentach drzemie niesamowity potencjał intelektualny i możliwości, jednak brak pracy lub zadziwiająco śmieszne stawki u nas w kraju, powodują, że ten potencjał często wykorzystywany jest do mycia irlandzkich naczyń albo zrywania włoskich winogron. Są tacy, co im się uda. Przykładem są informatycy, którzy na całym świecie są cenieni. Szkoda, że Polska nie umie tego wykorzystać, bo gdyby pozbierać do kupy najlepszych informatyków, można by stworzyć jakąś potęgę technologiczno-informatyczną i ci nasi polscy informatycy, mogli by władać całym światem za pomocą komputera. A póki co, większość z nich pracuje dla różnych firm i firemek, w sumie za dobre pieniądze.
Narzekania tego jeszcze nie dość, a tym razem doczepię się do cen. Przy marnych polskich zarobkach, ceny wciąż rosną. Benzyna dziś kosztuje 5, dobry chleb min. 2,5, najzwyklejsza (ale dobra!) bułka około 60 gr, cukier ponad 4 zł. Ja już nie mówię o maśle, warzywach, czy czekoladzie. Człowiek raz pójdzie do sklepu, zakupy na parę dni zrobi i połowy wypłaty nie ma.
Prywatyzacja firm publicznych przyczynia się do masowych zwolnień. A powiedzmy, pan Gieniu, i pani Basia, pracowali 30 lat na taśmie, przy produkcji, dżemów i konfitur. Oboje są jedynymi żywicielami rodziny. Nagle, pani Basia na 5 lat przed odejściem na emeryturę zostaje zwolniona, pan Gieniu również, jemu do emerytury brakuje 8 lat. Co prawda, dostają odprawę w wysokości miesięcznego wynagrodzenia, na te trzy następne miesiące starczy, ale co dalej?! Fabryka dżemów i konfitur to jedyne przedsiębiorstwo w promieniu 60 km, zresztą, w Polsce i tak nikt nie zatrudnia ludzie na moment przed emeryturą. A tu niedługo święta, urodziny starszej córki, a młodszy syn wymaga leczenia farmakologicznego. Wyjazd za granicę stanowi najlepsze rozwiązanie.
Nie ma co się dziwić, że tyle Polaków ucieka z kraju. To, co oferuje nam zagranica w porównaniu z tym, co oferuje nam nasz własny kraj, jest niesamowicie kuszące, nawet za cenę pracy zwykłego tzw. "robola".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz